- Wszystkie miały miejsce w promieniu 200 m. Początkowo sądziliśmy, że powodem mogą być iskry z pociągów, bo w pobliżu biegnie linia kolejowa. Ale tego było zbyt dużo, aby można było mówić o przypadku – zaznacza Jarosław Steinborn, komendant Ochotniczej Straży Pożarnej w Nowem.
REKLAMA
W każdej akcji uczestniczyło od 3 do 6 zastępów straży, w zależności od rozmiarów pożaru. Bywały okresy, że wybuchały codziennie.
- Kiedy popadał deszcz, mieliśmy dwa, trzy dni przerwy, a potem wszystko zaczynało się od początku – opowiada komendant.
Strażacy spotkali się z policją, leśniczymi i strażą leśną, aby skoordynować działania, które pozwoliłyby ująć podpalacza lub podpalaczy. Na szczęście strażakom zawsze udawało się dotrzeć na miejsce na tyle szybko, żeby ugasić ogień, zanim zajęły większe obszary lasów czy łąk.
REKLAMA
W czwartek 20 września w rejon występowania pożarów wybrał się patrol policji. W pewnym momencie funkcjonariusze zobaczyli łuny ognia nad lasem, a po chwili dwóch chłopców biegnących z tamtego kierunku. Jeden z nich trzymał w ręku zapałki. Kiedy ich zatrzymali, obaj natychmiast przyznali się, że wszystkie pożary w okolicy z ostatnich blisko 3 tygodni, to ich sprawka.
REKLAMA
- Okazało się, że starszy z podpalaczy ma 13 lat, a młodszy 11. Z tego, co wiem, są braćmi i mieszkają kilkaset metrów od miejsca, gdzie podkładali ogień – mówi Jarosław Steinborn.
Komendant dodaje, że wybryki nastolatków naraziły straż pożarną nie tylko na koszty (paliwo, tankowanie zbiorników z wodą), które na razie trudno oszacować. Istotniejsze jest to, że w czasie, kiedy strażacy zajęci byli gaszeniem popaleń, mogli być potrzebni gdzie indziej.
REKLAMA
Otworzy się w nowym oknie
- Tak było dzień przed złapaniem tych chłopców. Wracaliśmy z kolejnej akcji w Gajewie, kiedy otrzymaliśmy zgłoszenie o wypadku samochodowym w Kurzejewie i pożarze kukurydzy w Mątawach. Istniało tam realne zagrożenie ludzkiego zdrowia i dobytku. Całe szczęście, że sprawnie uwinęliśmy się z „dziełem” podpalaczy i mogliśmy pojechać tam z pomocą – podkreśla komendant OSP w Nowem.
Sprawą młodocianych podpalaczy zajęła się policja.
a.pudrzynski@extraswiecie.pl
REKLAMA